Nie wiedzieć czemu, w ostatnim czasie polskie kino postawiło na kontrowersyjny, aczkolwiek prawdziwy obraz historii opowiadający o latach okupacji oraz konsekwencjach z tym związanych. Temat antysemityzmu oraz kolaboracji z wrogiem mieliśmy okazję oglądać w „Pokłosiu” Pasikowskiego, czy w nagrodzonym Oscarem filmie Paweła Pawlikowskiego „IDA”. Jeśli historia miała miejsce, nie ma powodów, aby ją ukrywać czy zatajać. Natomiast lata wojenne to nie tylko obraz ciemniej strony relacji polsko-żydowskich, to przede wszystkim lata heroizmu i bohaterstwa. Idąc tym tropem „Azyl” może się stać kamieniem milowym w filmowych obrazach o największej zagładzie XX wieku.
Polecamy: RECENZJA: „GHOST IN THE SHELL”, CZYLI KULTOWE ANIME W AKTORSKIEJ ADAPTACJI
Najnowszy obraz nowozelandzkiej reżyserski Niki Caro – „Azyl” to film, o który polskie i światowe kino musiało się upomnieć. To zupełnie nieznana historia Antoniny Żabińskiej i jej męża, którzy w latach okupacji ukrywali w murach swojego ZOO kilkadziesiąt Żydów, narażając przy tym zarówno życie swoje jak i najbliższych.
Scenariusz został oparty na motywach powieści Diane Ackerman – The Zookeeper’s Wife (tłum. Żona dyrektora Zoo). To opowieść o odwadze, poświeceniu i heroizmie na nieznaną dotąd skalę.
Amerykanie zdecydowanie wiedzą jak budować zaufanie do prezentowanych postaci. Największy sukces filmu koncentruje się w ramach doboru aktorów. Nominowana do Oscara – Jesisica Chatain („Służące”, „Wróg numer jeden”) idealnie wpisała się w rolę subtelnej i charyzmatycznej właścicielki ZOO. Jej postać jest szczera, wrażliwa i delikatna, zupełnie nieskażona wrogością otaczającego ją świata. Widz od pierwszych sekund wierzy w jej naturalne dobro, jednocześnie kibicując jej w działaniu oraz przeżywając wspólnie z Żabińską, wyzwania, którym decyduje się sprostać. Aktorce towarzyszy oddany mąż, Jan Żabiński w tej roli Johan Heldenbergh. Postać ta jest perfekcyjnym uzupełnieniem swojej żony, uosabiając odwagę oraz wiarę w idee które sam wyznaje.
Doskonała kreację aktorką stworzył również Daniel Bruhl („Bękarty wojny”) w roli Lutza Hecka, niemieckiego zoologa, głównego antagonistę Żabińskich, który utożsamia całe zło okupanta. Jest to postać wyrachowana i oślizgła, wywołująca u widza niechęć oraz odrazę. Jednocześnie wątek relacji z Antoniną oparty na niewypowiedzianym szantażu i emocjonalnej przemocy staję się interesującym elementem filmu.
„Azyl” perfekcyjnie i zgodnie z standardami amerykańskiego kina, stopniowo buduje napięcie u widza. Sielanka wzbogacona o piękne zdjęcia harmonii człowieka z naturą, drastycznie ustępuje miejsca wynaturzeniom i okrucieństwu wojny. Dynamika obrazu nie pozwala nam wyjść poza kadry narzucone na ekranie. Odbiorca doświadcza zła w najczystszej postaci. Sceny likwidacji getta oraz bombardowania warszawskiego ZOO na długo zostają w naszej pamięci, jednocześnie potrafimy doświadczyć nadziei i ukojenia przebywając w azylu Państwa Żabińskich.
„Azyl” to jednak też, bardzo trudne kino, wymagające dojrzałości od swoich odbiorców. Choć film nie obfituje w liczne wybuchy, zaskakujące zwroty akcji, czy drastyczne sceny znane choćby z „Pianisty” Romana Polańskiego, to symbolika kolejnych ujęć porusza nas znacznie bardziej, a łzy samoistnie pojawiają się na naszych twarzach. Niezobrazowane domysły działają na wyobraźnie a symbolika postaci oddziałowywuje na długo po zakończeniu seansu.
Pomimo tak licznych atutów, dzieło Niki Caro, posiada kilka głębokich rys na swoim obrazie. Mimo głębokiej historii poruszającej nasze emocje, tocząca się wojna ginie gdzieś w trakcie projekcji. Zarówno działania wojenne, jak i okupacja nie budzi bezpośrednich skojarzeń z Polską, właściwie moglibyśmy założyć, że dotyczy każdego innego kraju. Brakuje polskich elementów a wszelkie próby przywołania ducha narodowego wypadają blado.
Fakt ten rzutuje na całości historii. Film ma miejsce w warszawskim ZOO, co wielokrotnie jest powtarzane, został jednak nakręcony w czeskiej Pradze. W kolejnych scenach duch polskości ginie lub w ogóle nie podkreśla swojej obecności. Polacy potrafią robić bardzo dobre dramaty, w tym kontekście martyrologia narodu Polskiego została gdzieś zagubiona, co jednocześnie utrudnia wiarygodność tego filmu dla polskiego widza. Nie bez powodu najbardziej przykre dla nas są napisy końcowe, gdzie nie znajdziemy nazwiska żadnego Polaka.
Podsumowując: „Azyl” to klasyczny „wyciskacz łez”, ze wszystkimi elementami, które podkreślają jego wymiar . Nie jest to jest jednak, kolejny infantylny dramat z ckliwa historią w tle. Odbiór zostaje spotęgowany świadomością, że historia wydarzyła się naprawdę. Prezentowane dzieło to nieznana historia wojenna, opowiedziana z zupełnie innej perspektywy niż znane nam produkcje powstałe do tej pory. To nie jest kolejna opowieść o zagładzie i eksterminacji narodu żydowskiego. To historia o heroizmie, bohaterstwie i miłości do bliźnich, i to nie tylko w ludzkiej postaci.
Zobacz Też: RECENZJA: „LIFE”, CZYLI MARSJANIE ATAKUJĄ… ZNOWU!
Dystrybucja: Universal
Fot. Informacja prasowa; Autor – Paweł Nowak / Okiem Laika.
Bądź na bieżąco z filmem – polub nas na facebook’u!