Już nie po raz pierwszy wspominam, że odbiorcy kina dzielą się na dwie kategorie. Jedni oczekują od kina ekstremalnych wybuchów i niekonwencjonalnych efektów specjalnych, najlepiej w technologii 3D, ci drudzy traktują kino jako młodsza siostrę teatru, po filmie oczekują obrazów, przeżyć i przemyśleń, które na długo pozostaną w naszej pamięci. Ponieważ zaliczam się zdecydowanie do tej drugiej kategorii widzów, w tym tygodniu nie mogłem pominąć najnowszego dzieła francuskiego kina, a mianowicie „DALIDA”.
„DALIDA” to historia wszechstronnej i pięknej artystki, z ponad 25 letnim stażem w działalności artystycznej, to gotowy materiał na film. To opowieść nie tylko o fenomenie i kunszcie muzyki na światowym poziomie, to również historia o wewnętrznym dramacie człowieka, którego odbicie jesteśmy w stanie znaleźć w każdym z nas samych.
Polecamy: RECENZJA: „AZYL”, CZYLI HISTORIA O KTÓRĄ ŚWIAT MUSIAŁ SIĘ UPOMNIEĆ!
Po obejrzeniu tego filmu nasuwa się jedna decydująca myśl: właśnie tak powinno się tworzyć filmy biograficzne! Dlaczego? Bo „DALIDA” w reżyserii Lisy Azuelos, to obraz kompletny w całym zakresie swojego gatunku. Film ten posiada wszystko to ,co powinna zawierać historia prawdziwych bohaterów. Opowieść koncentrującą się nie tylko na elementach, z których znamy ikony kultury, ale przekrój całego życia postaci, począwszy od lat dzieciństwa, poprzez dojrzałość artystyczną, aż po jej ostatnie chwile. Dzięki temu jesteśmy w stanie poznać i zrozumieć Dalidę od samego początku i we wszystkich jej odsłonach. Wniknąć bezpośrednio w jej wrażliwość, jednocześnie dokonać samodzielnego osądu zdarzeń, które stworzyły artystkę godną miana królowej swoich czasów.
Film nie mógłby stać się arcydziełem, gdyby nie postać, którą stworzyła Sveva Alviti. Włoska aktorka nie tylko wspaniale gra postać piosenkarki, ale patrząc na nią na ekranie mamy wrażenie, że jest jej rzeczywistym portretem. Wszystko dlatego ze Stveva jest nie tylko naturalnie piękna, tak jak Dalida, ale dlatego, że aktorka uwodzi nas dokładnie w ten sam sposób, jak jej pierwowzór. Ten romans nie odnosi się tylko do muzyki, którą reprezentuje, jej postać uwodzi nas w swoich gestach, swoim wzroku, uczuciach, których doświadczamy dzięki niej. Wszystko to sprawia że towarzyszmy aktorce współodczuwając wszystkie wydarzenia z jakimi musi się zmierzyć.
Twórcom filmu należą się „Oskary”, za wierne otworzenie klimatu odległych lat. Zadbano o ducha poprzedniej epoki. Duch ten jest obecny zarówno w kostiumach, fryzurach, jak i w scenografii. Nie było by to jednak możliwe, gdyby nie wykorzystanie oryginalnych nagrań piosenkarki. W tym aspekcie laury, należą się za scenarzystce (ponownie Lisa Azuelos), która genialnie wplotła teksty utworów Dalidy w filmową opowieść o jej życiu. Dzięki temu odczuwamy emocje, które towarzyszyły divie, i to we wszystkich scenach mających miejsce na ekranie. Słowa utworów stają się tłem historii, jednocześnie umożliwiając zrozumieć sens życia postaci. Wykorzystanie języka francuskiego i włoskiego, a co za tym idzie ich melodyjności, sprawia że mamy wrażenie uczestnictwa w wyjątkowo udanym koncercie, który trwa przez całą projekcję dzieła.
Aby nie żyć samotnie
Żyjemy z psem
Żyjemy z różami
albo z krzyżem
Aby nie żyć samotnie
Chodzimy do kina
Kochamy pamięć
cień, nic ciekawego
Aby nie żyć samotnie
żyjemy dla wiosny
A kiedy wiosna odchodzi
dla następnej wiosnyAby nie żyć samotnie
dziewczyny kochają dziewczyny
i widzimy mężczyzn
żeniących się z mężczyznami
Aby nie żyć samotnie
Inni robią dzieci
dzieci które są samotnie
jak wszystkie dzieci
Aby nie żyć samotnie
robimy katedry
gdzie wszyscy którzy są samotni
zaczepiają się o gwiazdę
Dalida miała wszystko, czego potrzeba do szczęścia. Miała pieniądze, sławę, urodę oraz wielu ludzi wokół siebie, którzy ją szczerze kochali i uwielbiali. Artystka nie miała jednak tego, co stało się niezbędne do jej spełnienia, nie zaznała prawdziwej miłości. Nieustannie jej poszukiwanie oraz próby odnalezienia drogi do niej, stały się jednocześnie sensem i przekleństwem jej życia, które towarzyszyły Dalidzie do ostatnich chwil. Mimo tego, że jak nikt potrafiła dawać miłość innym, ona sama, nie potrafiła jej odnaleźć. Właśnie ten aspekt z należytym szacunkiem i powodzeniem przekazali nam twórcy filmu.
Polecamy: RECENZJA: „GHOST IN THE SHELL”, CZYLI KULTOWE ANIME W AKTORSKIEJ ADAPTACJI
Podsumowując: „DALIDA” to nie jest kolejny film o artystce, która nie udźwignęła swojej sławy, wręcz przeciwnie publiczność, muzyka, i jej dokonania napędzały ją do działania. Nie bez powodu mówiono o niej, że wszystkiego co dotknie na scenie, zamienia się w złoto, dokładnie tak było. Twórcy z powodzeniem przekazali nam informacje mówiącą o tym, że do ostatnich chwil muzyka trzymała ją przy życiu. Jednocześnie w chwili samotności wracały demony, z którymi Dalida nie potrafiła sobie poradzić gdyż: „Ona była „zaprogramowana” na miłość„.
Dlaczego ten film wywarł na mnie tak wielkie odczucia? Ponieważ opowiada historię każdego z nas. To opowieść o nas samych. O wszystkich tych, którzy bardzo pragną kochać, i mimo przeciwności oraz trudności losu, dążą do tego jedynego marzenia, które jest silniejsze niż wszystko co mamy.
W tym filmie każdy znajdzie cząstkę siebie, a przynajmniej ci wszyscy, którzy mają jedno, silne pragnienie miłości…
Zobacz rownież: RECENZJA: ZAKURZONE „POWER RANGERS”, JUŻ NIKOMU NIEPOTRZEBNI?
Dystrybucja: Best Film
Fot. Informacja prasowa; Autor – Paweł Nowak / Okiem Laika.
Bądź na bieżąco z filmem – polub nas na facebook’u!