„Ghost in the Shell” to japoński kultowy film animowany oraz manga, która ukazywała się w latach ’90 ubiegłego wieku. Po wielu latach od publikacji, amerykanie postanowili zrobić aktorską adaptację w ten sposób, by przyciągnąć przed ekrany kin również osoby, który dotychczas nie miał styczności z japońską kulturą.
Nie ukrywam, że jestem fanem anime, czyli japońskiego filmu/serialu rysunkowego. Wiele osób z mojego pokolenia wychowywało się na kultowych „bajkach”. Wracało się z podwórka, by zasiąść przed telewizorem, włączyć już nieistniejącą stację RTL 7 i obejrzeć Dragon Ball czy Slayers – Magicznych Wojowników. Gdy ktoś bardziej zagłębił się w anime, docierał do kolejnych tytułów, takich jak Księżniczka Mononoke (Mononoke Hime), One Piece, Wojownicy Zodiaku (Saint Seiya). Można by wymieniać tytuły godzinami. Jednym z właśnie tych kultowych animacji był cyber punkowy Ghost in the Shell. Historia opowiadająca o pani major Motoko, której mózg został przeszczepiony do w pełni sztucznego ciała. Nigdy nie sądziłem, że to właśnie „Duch w Pancerzu” doczeka się tak dobrej aktorskiej adaptacji!
Polecamy: RECENZJA: „LIFE”, CZYLI MARSJANIE ATAKUJĄ… ZNOWU!
Anime i sposób ich postrzegania
Utarło się w naszym społeczeństwie, że wszelka twórczość animowana – rysunkowa jest dla dzieci. Muszę w takim razie zniszczyć ich wyobrażenie, ponieważ większa część powstających i już istniejących anime jest dedykowana dla widowni starszej, bądź dorastającej. Anime, to tylko sposób produkcji, który nie zawiera prawdziwych aktorów. Tematyka produkcji jest na prawdę zróżnicowana i niektóre są skierowane do dzieci, a niektóre do osób dorosłych. Często seriale japońskie odwołują się do klasycznych zagadnień filozoficznych, takich jak „kim jestem?” , „Jakie jest moje przeznaczenie?” czy „Czy Bóg istnieje i kim on jest?”. Przykładami są np: Death Note, Steins;Gate czy Cowboy Bebop. Ghost in the Shell jest filmem animowanym skierowanym zdecydowanie do starszej publiczności.
Film tylko dla fanów „chińskich bajek? Zdecydowanie – NIE!
Jednym, z najtrudniejszych zadań całej ekipy filmowej było sprawienie, by „Ghost in the Shell” mógł spodobać się osobom, które nigdy wcześniej nie oglądały anime oraz nie znają pełnej fabuły. Przed seansem powstrzymywałem się ze wszystkich sił, by nie obejrzeć oryginału. Chciałem ocenić produkcję jako osobny twór i nie porównywać go z anime.
Historia jest opowiedziana bardzo przejrzyście. Postacie oraz ich losy są łatwe do zrozumienia. Jeśli pójdziecie do kina na film z osobą, która nigdy wcześniej nie miała styczności z tym tytułem, to nie będziecie musieli jej szeptać do ucha skomplikowanych wyjaśnień dotyczących fabuły czy bohaterów. Często taka sytuacja ma miejsce w przypadku filmów „geekowskich” (np fantasy, science fiction, etc) do których można zaliczyć Ghost in the Shell. Twórcom udało się to, co często nie wychodzi w przypadku takich produkcji, czyli przełożenie azjatyckich produkcji na europejsko-amerykański rynek. Różnice kulturowe były by powodem braku zrozumienia niektórych aspektów co wymusiło transformację formy przy jednoczesnym zachowaniu przesłania filmu. Wyszło to producentom całkiem dobrze.
Kilka słów o fabule i wprowadzonych zmianach
Niestety, kosztem wymaganych licznych zmian oryginalna fabuła została drastycznie zmieniona. Ci, którzy spodziewają się kolejnych dyplomatycznych tajemnic i Sekcji 6 skrywającej tajemnice muszę „zresetować swoją pamięć o Ghost ine the Shell„. Zamiast japońskiej Major Motoko, mamy „białą kobietę” w postaci Scarlett Johansson, której towarzyszy Batou. Wszystko by było w porządku, gdyby scenarzyści nie byli łakomi na dramaturgię. Batou jest człowiekiem, którego poznajemy jeszcze z normalnymi oczami.
Kolejny irytujący fakt, to zdecydowana przewaga ludzi o „kaukaskich” rysach twarzy. Przypomnę, że akcja domyślnie rozgrywa się w Japonii i takie multi-kulti nawet w dalekiej przyszłości jest dość zastanawiające. No ale zacznijmy od początku….
Akcja dzieje się w przyszłości. Cyfryzacja zawładnęła całym światem, i na porządku dziennym było spotykanie robotów – sług w hotelach, restauracjach czy biurach. Wraz z robotami rozwinął się przemysł cyber – ulepszeń. Czymś naturalnym były ulepszenia własnego ciała, takie jak super-soczewki ; palce u rąk, dzięki którym można było pisać na klawiaturze niesamowicie szybko; mechaniczne ograny pomagający w pracy i nie tylko; zmechanizowane kończyny, oraz kamuflaże niczym „peleryna niewidka” z Harrego Pottera.Główną bohaterką jest Major „Mira”, której mózg został wszczepiony do zmechanizowanego ciała. Połączenie ludzkiej inteligencji z nadludzką siłą i sprawnością fizyczną sprawiły, że Major jest najważniejszą jednostką w Sekcji 9 – wydziału policyjnego zajmującego się sprawami włamań hackerskich. Podczas jednej z akcji wpadają na trop tajemniczego cyber-przestępcy ukrywającego się pod pseudonimem Kuze.
Wiele pamiętnych scen uległo zmianom, jednak nie oznacza to, że są to zmiany na gorsze. Skok z dachu, pościg za śmieciarką, walka w wodzie i nurkowanie w cudzej świadomości zostały zrealizowane fantastycznie!
Spłycenie tożsamości bohaterów
Stało się to, czego fani oryginału się obawiali. Większość bohaterów Ghost in the Shell zostało „spłaszczonych”. Najlepszym przykładem jest sama główna bohaterka, która wydaje się o wiele bardziej zagubiona i nieświadoma swojej tożsamości. Motoko Kusanagi z oryginału jest w pewnej mierze świadoma swojej osoby, co najlepiej pokazuje rozmowa z Batou na łodzi rybackiej. Gdyby porównać wszystkie sceny, które miały miejsce zarówno w nowej adaptacji jak i w oryginale, to pod względem merytorycznym zdecydowanie lepszy jest oryginał. Trzeba jednak wziąć pod uwagę, że produkcja ma dotrzeć do większej ilości osób i zabieg „spłycenia” charakterów postaci był zapewne nieunikniony. Całe widowisko nie straciło na tym aż tyle, ile fani mogli by się spodziewać. Film jest dedykowany dla osób, które oczekują niesamowitych efektów i unikalnego cyber – klimatu. Sam aspekt rozmyślań nad istotą ludzkiego ducha i człowieczeństwa jest dodatkiem, chociaż wcale nie tak marginalnym jak można by się tego spodziewać po amerykańskiej produkcji.
Ocena końcowa i podsumowanie
Ghost in the Shell jako oddzielnemu filmowi dałbym notę 8,5/10. Efekty specjalne w 3D są niesamowite, fabuła porywająca, a sami aktorzy dobrze wczuli się w swoje role. Niestety, jako adaptacja kultowego anime film zasługuje na przyzwoite 7.1/10. Charakterystyczne sceny zostały fantastycznie zrealizowane, jednak sam aspekt rozmyślań nad istotą człowieczeństwa został zepchnięty na drugi plan. Został on zastąpiony przez kilka dodających dramaturgii momentów. Mimo wszystko, spodziewałem się czegoś zdecydowanie gorszego. Mam nadzieję, że ludzie, którzy wcześniej nie słyszeli o tym tytule zainteresują się tematem anime i zaczną oglądać ciekawe tytuły, co przełoży się na kolejne adaptacje.
Tak czy inaczej: Jaram się jak flota Stannisa!
Tytuł: Ghost in the Shell
Reżyser: Rupert Sanders
Data premiery (Polska): 31.03.2017
Dystrybucja: Paramount Pictures
Zobacz również: ZAPOWIEDŹ: „DEATH NOTE” Z NOWYM TRAILEREM – KOLEJNA AMERYKAŃSKA ADAPTACJA JAPOŃSKIEJ MANGI!
Zobacz krótki fragment z filmu!