sdD8jNA2epY

Pełnienie roli recenzenta filmowego, ma swoje dobre i złe strony. Co prawda można bezkarnie i większych lub mniejszych konsekwencji, dać upust swoich subiektywnych poglądów, jednocześnie zachęcić lub nie do zakupu biletu na omawiany film. Natomiast, aby móc być przy tym obiektywnym i profesjonalnym, wypadało by być otwartym również na te filmy, które na pierwszy rzut oka nie zachęcają do wizyty w kinie.

Przykładem takiego filmu jest najnowsza produkcja w reżyserii Stephena Gaghena pod tytułem „GOLD”. Po obejrzeniu trailera możemy być pewni dwóch rzeczy. Boskie ciało Matthew McConaughey’ego ponownie straciło swój herosowy wymiar, a film to kolejna produkcja w stylu amerykańskiego kina o pogoni za złotem za wszelką cenę, w obliczu wielu chętnych na bogactwo głównego bohatera. Jednym słowem – kolejna historia, których było już wiele.

Polecamy: RECENZJA: „CHATA” CZYLI JAK ZROZUMIEĆ BOGA?

Okazuje się jednak, że podobnie jak „nie wszystko złoto co się świeci”, tak samo nie, każdy średni zwiastun może okazać się kiepskim filmem.

„GOLD” to klasyka hollywoodzkiego kina. Świetny, widowiskowy montaż, fantastyczne zdjęcia oraz fabuła, która niczym parabola na wykresie zmienia swój bieg w postaci zaskakujących zwrotów akcji. Całość wzbogacona o świetną ścieżkę dźwiękową, współgrającą w ramach naszych odczuć, potęgując doznania, które serwuje nam prezentowany obraz.

Matthew McConaughey należy do tej grupy aktorów dla, których przygotowanie i poświecenie dla otworzonej postaci są gwarantem sukcesu filmu. Laureat Oskara za rolę wychudzonego i chorego na AIDS elektryka w filmie „Witaj w Klubie”, tym razem przeistacza się w upadającego biznesmena ze sporą nadwagą. Jego postać skupia w sobie to za co kochamy bohaterów kina. Jest wiarygodny, wyrazisty i pełen ambicji. Budzący skrajne emocje w postaci gniewu, irytacji i rozbawienia, obnaża wszystkie słabości natury ludzkiej, jednocześnie przechodząc katharsis w chwili największej porażki.

Choć nieco na uboczu asystuje mu uwodzicielska Bryce Dallas Howard w postaci „Kay”. Jej przemiana fizyczna przypuszczam, że zyska szerokie grono sympatyków wśród męskiej części widowni. Aktorsko wypada świetnie również Edgar Ramirez, udowadniając że subtelniejsza gra oraz ograniczony scenariusz nie stanowi przeszkody, aby zrobić ogromne wrażenie.

„GOLD” prezentuje popyt na kapitalizm lat 90-tych, oraz rozbudzone nadzieje w ramach „amerykańskiego snu”. Dzieło jednoznacznie nasuwa nam skojarzenia fabuły czerpiącej pomysł z „Wilka z Will Street”. Komediodramat którego jesteśmy świadkiem podąża za kinem sensacyjnym, którego zakasujące zwroty akcji oraz rozbudowana intryga nasuwa skojarzenie z produkcjami typu „Ocean’s Eleven: Ryzykowna gra” czy „Ocean’s Twelve: Dogrywka”.

Historia w której uczestniczmy, zatacza jednak znacznie szersze koło, niż tylko wątek upadającego biznesmena, z pomysłem jak wyjść ze swoich tarapatów. To opowieść o pogoni za marzeniami, wytrwałości w dążeniu do celu oraz głębokiej wierze w swój sukces. Również o rozczarowaniu oraz o sile męskiej przyjaźni dla której, honor jest najcenniejszą wartością życia.

Podsumowując: „GOLD” to naprawdę dobre kino i to na wysokim poziomie mimo słabej promocji i mało zachęcających zwiastunów. Ponad dwugodzinna projekcja, która momentami zwalnia z tempa, w finale nadrabia w pełnej krasie. Najnowszy film reżysera „Traffica” oraz „Syriany” czerpie garściami z kanonów, które już wypracowało kino na przestrzeni lat . Ostatecznie to film, który uczy iż nawet kiedy wydaje ci się że przegrałeś już wszystko, możesz zacząć jeszcze raz.

Zobacz również: RECENZJA: „TA HISTORIA STARA JAK ŚWIAT” CZYLI „PIĘKNA I BESTIA” JAKO UROCZY POWRÓT DO DZIECIŃSTWA

Dystrybucja: Monolith Films

Fot. Informacja prasowa; Autor – Paweł Nowak / Okiem Laika.

Bądź na bieżąco z filmem – polub nas na facebook’u!

Komentarze

komentarz(y)

Nie ma więcej wpisów