Może środek wiosny nie nastraja do czytania książek o dalekiej północy, ale nie mogłam z nimi czekać aż znowu nastanie zima i wraz z nią niekończąca się noc. Wy też nie czekajcie!
Wyjeżdżam dosyć często, zazwyczaj są to parodniowe wakacje, takie przedłużone weekendy. Nie chcę jednak żeby było to szybkie „odbębnienie” nowego miasta czy regionu. Staram się zawsze dobrze przygotować, sporo wiedzieć o miejscu, które odwiedzam. Przewodnik jest dla mnie rzeczą oczywistą, wręcz konieczną i nie zawsze wystarczającą. Przed wyjazdem do Rzymu przeczytałam genialną książkę, która nazywa się po prostu Rzym a napisał ją Robert Hughes. W niesamowity sposób opisana jest historia tego miasta, książkę czyta się jak najbardziej wciągającą powieść. Z kolei przed wyjazdem do Barcelony przeczytałam taką samą książkę, tego samego autora i co ważne, tak samo grubą. Są to duże tomy, które szybko się pochłania. Ja po prostu zawsze chcę być dobrze przygotowana i choć trochę móc opowiadać o historii odwiedzanego miejsca.
Na majówkę wybieram się do Norwegii. Głównym celem krótkiego, parodniowego wyjazdu będzie Trolltunga, czyli Język Trolla. Oczywiście przed wyjazdem przewertuję wszystkie blogi, gazety. Po prostu poszperam w Internecie.
Polecamy : Idealne książki na wiosnę do poczytania na ławce w parku
Ale jest jeszcze takie wydawnictwo, które nazywa się Czarne, które nie wydało jeszcze złej książki. Każda jedna jest warta przeczytania i, powiem tak banalnie, każda niesamowicie poszerza horyzonty.
Najpierw przeczytałam książkę Białe. Zimna wyspa Spitsbergen Ilony Wiśniewskiej.
Byłam zachwycona. W książce opisana jest największa wyspa archipelagu Svalbard, najdalej na północ wysuniętej zamieszkanej osady. Chociaż nie do końca jest do opis właśnie tej wyspy, ale ludzi, którzy tam żyją. Jak się tam znaleźli, co ich tam trzyma, co fascynuje, co robią? Każdy, kto się tam znalazł ma jakąś historię do opowiedzenia. A w tle niekończący się dzień polarny, kiedy słońce nie zachodzi nawet na chwilę, po czym zapadająca w noc polarną wyspa, w czasie której nie wiadomo czy to już dzień czy jeszcze noc.
Kolejna książka nosi tytuł Dzieci Norwegii. O państwie (nad)opiekuńczym Macieja Czarneckiego.
Od dawna chciałam się zagłębić w temat o instytucji Barnevernet, o której najczęściej mówi się, że zabiera dzieci. Nie są konieczne twarde dowody na to że w rodzinie występuje przemoc. Wystarczy, że dziecko jest smutne. Taka właśnie krąży opinia o tej norweskiej instytucji. Książka opisuje sprawę nie tylko z jednego punktu widzenia, czyli pokrzywdzonego rodzica. Mamy szeroki ogląda na sprawę, z którego wynika, że nierzadko działają słusznie. Ogrom materiału zebranego do tego reportażu jest imponujący, a czyta się go jednym tchem. Książka zapada w pamięci na długo. Ani razu nie miałam wrażenia, że autor trzyma którąkolwiek ze stron. Wielką zaletą jest tutaj obiektywizm, bez którego tak naprawdę ten reportaż nie miałby racji bytu. Polecam!
Ostatnią już książką będzie Hen. Na północy Norwegii również Ilony Wiśniewskiej.
Ja i moja majowa wycieczka do Norwegii nie mamy nic wspólnego z Norwegią Północną. To miejsce gdzie już diabeł mówi dobranoc i nawet ptaki zawracają. Fascynuje mnie ten bezkres i potęga natury. Tak bardzo bym chciała żeby książki Ilony Wiśniewskiej nigdy się nie kończyły. Chcę je czytać i czytać i zagłębiać się w te odległe miejsca i w historie tych ludzi. Co takiego ciekawego mogą oni mieć do powiedzenia? Prowadzą proste życie, „nie to co my w wielkich miastach”. Ale to oni mają tą prawdę, głębię i spokój, który ja czerpię z tych książek.
fot. Milena Janus
fot. Milena Janus
fot. Milena Janus
To co prawda nie są zdjęcia z Norwegii, ale myślę, że oddają klimat miejsc, o których czytałam. Potęga natury i człowiek, który musi się przystosować.