SxWvyBJx4xg

Wobec niezwykle szerokiej wyrozumiałości, dla wszelkiego rodzaju dziwactw i wymysłów natury ludzkiej, najtrudniej było mi zrozumieć różnorodność diet żywieniowych. W obliczu ogromnej ilości ograniczeń kulturowych, wyznaniowych lub natury etycznej, wyzwaniem dla mnie jest fakt stawianie ograniczeń samemu sobie w ramach spożywanych pokarmów zwierzęco-podobnych. Oczywiście rozumiem istotę empatii w stosunku do zwierząt, natomiast nigdy nie uważałem, iż w ten sposób przyczyniam się do ich śmierci, lub wystrzegając się spożywania mięsa, umniejszam ich cierpieniu.

Polecamy: Recenzja: RECENZJA: CZYLI, TEN INNY PORTRET „MARII SKŁODOWSKIEJ-CURIE”

Podszedłem z moimi poglądami do nowego dzieła Agnieszki Holland Pokot”, który jak sama autorka określa miał z założenia być proekologiczno-feministycznym thrillerem. Jeśli myśliwi w Polsce w ostatnim czasie nie mają dobrej prasy, to „Pokot” raczej im też w niej nie pomoże. Myślistwo w filmie jest nie tylko specyficzną rozrywką wąskiej grupy społeczeństwa, ale również symbolem zepsucia, brutalności i wyrachowania społecznego.

O czym jednak jest film? Gdzieś w Kotlinie Kłodzkiej życie toczy się swoim niezakłóconym cyklem. Wbrew pozorom to nie pory roku i zmieniająca się aura określa jego tempo, ale polowania na dziką zwierzynę, w określonym czasie. Gdzieś na skraju lasu zamieszkuje ekscentryczna podstarzała kobieta, która choć znana z dość osobliwych poglądów, nie stanowi dużego zagrożenia dla przyjętego schematu funkcjonowania życia w miasteczku. Podobnie jak w filmie „Pokłosie” fakt „inności” głównej postaci nie byłyby problemem, gdyby nie zacząłby zaburzać przyjętego schematu funkcjonowania lokalnej społeczności.

Film Agnieszki Holland oscyluje gdzieś pomiedzy specyficznymi gatunkami filmowymi. Reżyserka już nie pierwszy raz udowodniła, iż pewnego rodzaju symbioza z naturą nie jest jej obca. Jeszcze jako małe dziecko pamiętam niesamowite obrazy „Tajemniczego Ogrodu”, którego spektakl roślinności napawał zachwytem oraz radością życia.

Podobny romans z przyrodą reżyserka zafundowała nam w „Pokocie”. Odbiorca staje się uczestnikiem swojego rodzaju ekosystemu wytworzonego w dziele. Dodatkowo odbiór potęguje niesamowita, wysublimowana ścieżka dźwiękowa, przenosząc nas w obszar na pograniczu baśni i snu na jawie.

Polecamy: RECENZJA: „UKRYTE DZIAŁANIA” CZYLI NA WYSOKIM OBCASIE, W MĘSKIM ŚWIECIE

Holland postawiła na selektywny dobór aktorów. Śmiałym i dość odważnym posunięciem było powierzenie czołowych postaci tym nieco zapomnianym: Agnieszce Mandat w roli niekonwencjonalnej „Duszejko”, która wyrusza w samodzielną krucjatę przeciwko „mordercom” braci mniejszych, a także Wiktorowi Zborowskiemu – „Matoga” – jako osobliwy sąsiad mierzący się ewidentnie z problemami natury emocjonalno-uczuciowej. Bohaterom z powodzeniem jednak dotrzymują kroku młodzi obiecujący aktorzy, w postaci Jakuba Gierszała w roli nieco zbzikowanego informatyka, na dodatek mierzącego się z epilepsją, oraz Patrycji Volny w postaci zagubionej „dobrej nowiny”.

Scenariusz filmu, który został napisany wspólnie z Olgą Tokarczuk autorką, „Prowadź swój pług przez kości umarłych”, która jednocześnie stała się inspiracją dla dzieła, został napisany w taki sposób, iż to właśnie z tymi dość karykaturalnymi postaciami widz zaczyna sympatyzować. Jednocześnie racjonalni przedstawiciele społeczeństwa w postaci: księdza, komendanta, czy prezesa stają się głównymi nikczemnikami filmu.

Pokot od pierwszej do ostatniej minuty operuje gdzieś pomiędzy groteską a realizmem. Postacie są aż do bólu przerysowane, a kolejne sceny oraz wcielenia bohaterów, przywołują o zawrót głowy, oraz samoistnie wywołują rozbawienie. Brutalność jednak miesza się z komizmem. Kiedy to na naszych oczach rozgrywa się naturalistyczny rozkład ciała na przemian z surrealistyczną scenerią zaprezentowaną na ekranie.

Schody pojawiają się jednak wtedy gdy Agnieszka Holland z roli obiektywnego reżysera przeistacza się w główną moralizatorkę narodu polskiego, a zamiast stawiać pytania i domysły, jej przesłanie przybiera rolę kaznodziei na otaczającą nas rzeczywistość. Okazuje się, że każda zbrodnia może być usprawiedliwiona, a rozbudowana tajemnica budowana konsekwentnie przez cały film okazuje się mieć rozwiązanie w najprostszym z przyjętych wariantów.

Zakończenie dzieła może okazać się podobnie jak dla mnie, wielkim rozczarowaniem. Osobiście uważam, że ta droga na skróty przybiera postać tragikomedii z elementami farsy i niedorzeczności. Szkoda, bo „Pokot” to dzieło w dużej mierze wybitne, niestety filozofia i upust swoich poglądów okazało się zwyciężyć nad rozbudowaną fabułą oraz sukcesem na miarę talentu reżyserki.

Podsumowując: „Pokot” to przykład bardzo dobrego wymagającego kina, balansującego na granicy thrillera z elementami czarnej komedii i baśni. Jednocześnie przykład filmu, który przy niesamowitych możliwościach zmarnował swój potencjał do miana arcydzieła.

Mimo wszystko wolałabym gdyby Pani Agnieszka kwestie oceny bohaterów pozostawiła widzowi w ramach jego poziomu wrażliwości oraz poglądów. Pokot to jednak manifest ekologiczno-feministyczny, z tendencyjnym nakierowaniem.

Wiecznie aktualne przesłanie z tematu artykułu „Oka Laika” jest zaczerpnięte z powieści Fiodora DostojewskiegoZbrodnia i Kara” – „Nie ma zbrodni bez kary, a każda zbrodnia musi zostać ukarana.”

Zobacz również: RECENZJA: „PORADY NA ZDRADY”, CZYLI NA ZDRADY NAJLEPSZE SĄ…BERLINKI?

Dystrybucja: Next Film

Fot. Informacja prasowa; Autor – Paweł Nowak / Okiem Laika.

Bądź na bieżąco z filmem – polub nas na facebook’u!

Komentarze

komentarz(y)

Nie ma więcej wpisów