Jako absolwent wydziału socjologii, problematyka tematów społecznych nie jest mi obca Będąc również głównym przeciwnikiem zachowań konformistycznych byłem przeciwny przyznaniu Oscara za najlepszy film „La La Land”. Jak dziś już wiemy statuetkę sprzed nosa zgarnął „Moonlight”, przy akompaniamencie wszechobecnego skandalu. Czy jednak nagroda Akademii Filmowej w najważniejszej z kategorii trafiła we właściwie ręce?
Do nowego dzieła Barry’ego Jenkinsa podszedłem z dużą rezerwą, mając świadomość na czym opiera się film. Miałem wrażenie, iż historia w pewnym stopniu będzie zmierzeniem się z własnymi demonami przeszłości, co nasunęło mi wątpliwość, czy jestem w stanie obiektywnie podejść do tego dzieła.
Polecamy – UKRYTE DZIAŁANIA” CZYLI NA WYSOKIM OBCASIE, W MĘSKIM ŚWIECIE.
Film opowiada historię życia jednego bohatera podzieloną na trzy akty. To zabieg wprowadzony przez reżysera polegający na przedstawieniu trzech opowieści, łączących się w jedną całość. Z podobnym motywem mieliśmy styczność również w filmie „Boyhood” z 2014 roku. Zabieg okazał się mistrzowskim posunięciem dla poznania tożsamości bohatera. Reżyser zaprasza nas w podróż przez wewnętrzne dojrzewanie chłopca, który już w dzieciństwie musi być dorosły, i tym samym będąc dorosłym, pozostaje dzieckiem.
Kluczem dla zrozumienia postaci było nie tylko to, co dorastający Chiron wypowiada, ale i to jak wygląda – jak zmienia się twarz bohatera oraz jego ciało, kiedy z małego chłopca, przez chuderlawego nastolatka przeistacza się w muskularnego bandziora.
Zobrazowanie każdego z wizerunków nie jest jednak przypadkowe, każde wcielenie Chirona łączy się z jego stanem emocjonalnym oraz rolą którą odgrywa w danym momencie życia. Wcielenie bezbronnego „Małego” wprowadza nas w świat wykluczenia społecznego oraz poszukiwania odpowiedzi na pytania kryzysu tożsamości. Dorastający Chiron musi stawić czoła uzależnieniu matki, przeżywa pierwsze doświadczenia seksualne, a jednocześnie walczy ze swoim prześladowcą, przechodząc moment buntu wobec zła otaczającego go świata.
Dorosły Chiron jest z kolei twardzielem, który pod maską macho kipiącego testosteronem, pragnie uciec przed przeszłością, która zatacza koło w ramach pragnienia miłości.
Mimo iż reżyser subtelnie dawkuje nam poziom podniosłych scen, film aż wrze od emocji i uczuć. Patrząc na Chirona każde doświadczenie przeżywamy razem z nim. Niezwykle wymowne będą tu słowa chłopca mówiącego „płaczę tak często, że mam wrażenie, że zamienię się w łzy”.
Ameryka na przedmieściach Miami nie jest spełnieniem marzeń. Podobnie jak w filmie „Slumdog- Milioner z Ulicy”, łączy wszystkie stany wykluczenia społecznego. I wszystkie te obszary przeżywamy wspólnie z bohaterem. Chłopiec dostaje lekcję, która trwa przez całego jego życie.
Dla zrozumienia dzieła kluczowe znaczenie mają postacie, które kształtują chłopca. To doskonała kreacja aktorska Naomie Harris w roli uzależnionej od narkotyków matki. Aktorka jest tak wiarygodna w swojej odsłonie, iż nie jesteśmy w stanie jej potępić, zamiast tego wzbudza w nas współczucie. To również Mahershala Ali w roli silnego Juana, którego echo towarzyszy chłopcu przez cały film. Mężczyzna jest uosobieniem nadziei i lekcji życia która rzutuje na przyszłość. Nie bez znaczenia pozostają tutaj jego słowa: „Czarnoskórzy chłopcy w świetle księżyca wydają się niebiescy”.
Film ma jednak i słabą stronę. Oglądając go czułem niedosyt. Sztampowość historii sprawia, iż przewidujemy jego kolejne etapy zanim jeszcze nastąpią, a sama fabuła choć porusza serce, jest dość powtarzalna na przestrzeni filmów już powstałych. Film miał bardzo mały budżet, co widać w błędach montażu oraz chaotyczności niektórych scen. Ekranizacja jest też adaptacją sztuki, co skutecznie uniemożliwiało rozbudowanie fabuły. Zakończenie pozostawia nam niedopowiedzenie, co do dalszych losów bohatera.
Podsumowując: Dzieło Jenkinsa jest sentymentalną opowieścią pełną realistycznych i indywidualnych przeżyć, której odbiorca staje się bezpośrednim świadkiem. „Moonlight” łączy skrajne emocje w jedno – jest brutalny i czuły, indywidualny i pełny uniwersalizmu, zaś intymność łączy się ekshibicjonizmem. Całość sprawia, iż oglądając film mamy wrażenie uczestnictwa w duchowym życiu bohatera, wnikając w jego osobistą strefę niedostępną dla ogółu.
Przewidywalność dzieła oraz poczucie, że historia już kiedyś miała miejsce nie pozwala jednak w pełni zachwycić się „Moonlightem” w sposób który na to zasługuje. Być możne po niezwykle poruszonych emocjach które zafundował mi Martin Scorseze w „Milczeniu”, oraz stawianych sobie pytaniach na które trudno mi do tej pory jednoznacznie odpowiedzieć, nie byłem w stanie przeżyć tego film w sposób na jaki zasługuje.
To jednak nie był mój kandydat na Oscara za najlepszy film – znów jednak mogę się mylić w końcu jestem tylko filmowy laikiem.
Zobacz również – RECENZJA: „MILCZENIE” JAKO OBRAZ ŻYWY, BARDZIEJ NIŻ KIEDYKOLWIEK…
Fot. Informacja prasowa; Autor – Paweł Nowak / Okiem Laika.